Wprost mówiąc, czasem tak jest, że spotykasz kogoś i po 3 minutach rozmowy masz wrażenie, że nie nadajecie na tych samych falach.
Tak było na pierwszym spotkaniu z moją szwagierką, choć ja naiwna myślałam, że to tylko bariera językowa.
Od zawsze było tak, że jak tylko był cień szansy byśmy się nie zrozumiały, to nie rozumiałyśmy się.
Dziwne, że z teściową, znajomymi czy resztą rodziny nie miałam takich kłopotów... Tym bardziej, że czas mijał ja języka się uczyłam ( co nadal to robię) i świetnie mi idzie, nie mam problemów z rozmową nawet z obcymi.
Ale mniejsza z tym, z takimi drobiazgami można żyć i skoro spotykamy się raz na 3 miesiące to nie jest źle.
Źle zaczęło się gdy moja szwagierka pokazała raz drugi i trzeci, na co ją stać i jaką naprawdę jest osobą.
2 lata temu zmuszeni byli (szwagier z żoną i córką) zamieszkać u moich teściów (jego rodziców). W między czasie teść zachorował na raka przełyku. Była udana operacja, potem naświetlania, przez jakiś czas wszystko dobrze, ale jako starszy (fizycznie i psychicznie sprawny) człowiek wymagał niewielkiej kontroli (zjedzony posiłek, wzięte lekarstwa samopoczucie)
Teściowa chciała nas odwiedzić (akurat niedawno się przeprowadziliśmy) podróż 400 km więc na 1 dzień nie wpadnie. Szwagierka sama zaproponowała, że teścia w tym czasie będzie doglądać.
Wszyscy ucieszeni, załatwiamy zaproszenie, wizę. Gdy wszystko jest gotowe Teściowa chce ustalić termin, kiedy może do nas przyjechać i dowiaduje się od swojej synowej, że ta nie zostanie z teściem, bo ma inne plany.
Nad jeziora chce jechać...
Dodam, że od razu wszystko było planowane na okres wakacyjny i szwagierka proponując opiekę nad teściem doskonale o tym wiedziała.
Wszyscy delikatnie mówiąc wkurzeni i zawiedzeni, bo bardzo nam zależało na jej przyjeździe do nas.
Na szczęście starsza córka szwagra, dziewczyna 20 letnia, miała więcej przyzwoitości niż jej macocha i zobowiązała się przychodzić 2 razy dziennie i dziadkowi pomóc. Mama nas odwiedziła, a jej wnuczka wywiązała się z zadania na 100%.
Szwagierka temat omijała szerokim łukiem. Sprawa ucichła. Ja stwierdziłam (niestety nie głośno i wyraźnie na forum rodziny, tylko prywatnie do męża) że nie życzę sobie widzieć jej u siebie. Jeżeli ładnie poprosi, zapowie się, to na 2-3 dni może przyjechać, ale wtedy ja wyjeżdżam na ten czas.
Minęło parę miesięcy, stan taty się pogorszył. Musiał przejść kolejne operacje, min sonda do żołądka, bo nie mógł przełykać. Wiadomo, ciężko chory człowiek w domu chociaż "na chodzie". Teściowa sama się nim zajmowała, szwagierka (nie pracująca) nic nie robiła, poza gotowaniem obiadu dla siebie, męża i córki plus własne pranie i sprzątaniem "ich" pokoju. Jednak to może był ich układ i tak pewnie teściowa, z różnych przyczyn, wolała.
Po paru tygodniach szwagierka znalazła pracę! 2 dni w tygodniu, ale jednak. Szlag mnie trafił, gdy sama powiedziała, że zaczęła jej szukać i ją przyjęła tylko dlatego, że w domu nieprzyjemnie jej siedzieć, gdy za ścianą chory człowiek jest. A za zimno by na spacery codziennie chodzić.
Podłość ponad miarę! Pomyślałam.
Okazało się że to nie wszystko. Tata zmarł wiosną tego roku.
Pojechaliśmy od razu. Mąż ze szwagrem organizowali pogrzeb, my (synowe) zajęłyśmy się teściową, nawet nam szła współpraca.
Po pogrzebie, mama była w kiepskim stanie, udało mi się załatwić u konsula wizę dla mamy w 2 dni. Pojechaliśmy do nas na 2 tygodnie. Niestety to nie był koniec przykrych przeżyć dla mamy.
Po powrocie do domu, teściowa nie poznała swojego mieszkania...
Szwagierka (mąż był w delegacji) poprzestawiała wszystkie meble (poza wielką meblościanką) zrobiła mamie remanent w jej rzeczach i poukładała swoje obrusy, pościel na zwolnionych półkach, filiżanki w kredensie. Zawiesiła własne zasłony, firanki, obrazki. Zdjęła ze ściany dywan i położyła na podłodze. W kuchni pochowała mamy kubki talerze i ustawiła w szafkach swoje.
Rzeczy mamy złożyła w jej sypialni na łóżku.
Chamstwo? Tak! Podłość? Na pewno! A poza tym, brak mi słów, bo nawet przeklinać mi się nie chce na taką osobę.
I jak ja mogę lubić lub chociaż szanować taką osobę? To pytanie retoryczne.
I tak po taki wstępie dochodzimy do ostatniego tygodnia...
Mąż we Środę wieczorem dowiedział się, że we czwartek przyjeżdża jego brat (ok, sama mu mówiłam, że może przyjeżdżać kiedy potrzebuje) z żoną i córką!
Nie zapowiedziana i bez zaproszenia po prostu przyjeżdża. Bo jej nudno samej w domu.
O nie, nie ze mną takie numery. Ja nic nie robię! I nie robiłam, zakupy odwalił mąż i on gotował oraz przyjezdni. Szwagierka nawet w kuchni sprzątała. Ja zasiadałam do stołu jak było podane i wstawałam nawet talerza nie odnosząc (tak wiem, wredna jestem) Po za tym pojechałam do jednej dawno niewidzianej koleżanki, potem do drugiej i u rodziców pobyłam.
Za atrakcję turystyczną i osobę do towarzystwa dla znudzonej suki, robić nie będę!
Wyjechali po 4 dniach i mam wrażenie, że szybko nie wrócą w tym składzie (taki w końcu był cel!)
Uff, to tyle. Trochę długie i pewnie nudne, ale cóż... Sorry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz