Żar z nieba się leje, z domu wyjść nie można.
W sercu zamieszanie, albo w głowie... Nie wiem, bo ja różnymi organami decyzję podejmuję :-)
And znowu na wyjeździe, źle to znoszę. Tęsknię za nim. Potrzebuję kontaktu i wygadania się, przydało by się też więcej wsparcia. A z tym trochę na bakier jest.
Pierwszy, od bardzo dawna, atak paniki miałam w zeszłym tygodniu.
I trochę mnie trzyma jeszcze. Szczególnie jak sama w nocy leżę i myślę... i zaczyna boleć.
Boję się o siebie (zdrowie), o rodzinę (jak sobie damy rade po zmianach) i finanse (pierwsze i drugie razem)
Szkoda, że jak o tym wspominam, to dostaje pobłażliwy uśmiech, chrumknięcie i ewentualnie pogłaskanie po głowie, jak psiaka i tyle.
Nie wystarcza mi to! Ale nawet nie mam jak o tym powiedzieć wyraźnie, bo go nie ma.
Ciekawa jestem jak z urlopem nam wyjdzie. Potrzebujemy zmiany miejsca i pobyć tylko ze sobą. Może się dzięki temu uspokoję, ale boję się, że to trochę jest burza hormonów.
O dziwo dzieciaki mnie uspokajają, bardzo się cieszę, że są w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz