środa, 30 marca 2011

Lekcja przetrwania...

Porządny opieprz naprawdę pomaga! Ale, jako urodzona optymistka, zastanawiam się, na jak długo...?
Od początku.
Ostatnio kiepsko się czuję, szybko się męczę (to pikuś) ale i miewam silne skurcze, szczególnie po jakiejś aktywności fizycznej i nie mówię tu o jeździe rowerowej 10 km, czy biegach przełajowych, ale o zwykłym pojechaniu do sklepu, zabraniu przychówku z placówek oświatowych, wstąpienie do lekarza itp.
Nakazane zresztą mam oszczędzać się, dużo leżeć, nic nie dźwigać i ogólnie jak tylko poczuje zmęczenie to do łóżka i nie wstawać do oporu. Trudno to wykonać mając 2 zuchów w domu, jednak dzieciaki są super!
Pomagają i nawet lubią jak leżę, bo czytamy lub bawimy się lego i nie bardzo mam dokąd uciec ;)
Oczywiście coś za coś. Sprzątam po łebkach i dbam tylko o to, by był jakiś czysty widelec i para majtek na zmianę - reszta niech się buja.

Początkowo wyszłam z założenia, że przecież nie jestem samotną matką. Mam męża i mogę oczekiwać, że będzie współpracował ze mną w domu, gdy ja nie wyrabiam na zakrętach.
Okazało się, że nawet jeżeli on się z tym zgadza to wybiórczo... Tzn w sobotę odkurzyć i umyć podłogi to i owszem, ale jak kuchnia we wtorek zasyfiona (od niedzieli, kiedy ją wysprzątałam, tylko się zbierało) to palcem nie ruszył. Oczekiwał, chociaż ja wieczorem padłam (dosłownie) i miałam silne skurcze przez całe popołudnie i wieczór, to jak lepiej się poczuję to sama się tym zajmę plus jeszcze paroma sprawami ...
Oczywiście rano musiałam wstać, by dzieciaki wyszykować do szkoły (śniadanie przyszykowałam wieczorem), bo przecież on sam nie da rady (dziwne, jak sama woziłam, to dawałam sobie radę)
Szlag mnie trafił. Stwierdziłam, że nie wiem dlaczego musiałam wstać, chociaż dziś nigdzie nie jadę. I dlaczego on oczekuje, że ja mu mam pomagać, a sam ma w głębokim poważaniu, że ja potrzebuję pomocy.
Od słowa do słowa...

Wieczorem przyjechaliśmy razem. Ja zajęłam się dzieciakami, a on... posprzątał kuchnię! Umiał. Przeżył. Chociaż chyba trochę obrażony jest ale takie babskie zagrania, na mnie nie działają :-D
Jutro ma delegacje na 3 dni, ciekawe czy po powrocie będzie coś pamiętać z dzisiejszej lekcji.

niedziela, 20 marca 2011

Trudna sztuka wyborów

Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Ostatnio przekonałam się o tym, a wręcz przetestowałam, na własnym synu.
Zaproponowałam dziedzicom zakup klocków poprzez znany serwis aukcyjny. Straszy nie miał większych problemów, szybko ogarnął sytuację wybrał zestawik, zapłacone i czekamy na przesyłkę.
Młodszy natomiast... Wybierał, przebierał, psioczył, kwękał: "to niee, takie nie lubię, tego nie chcee..." - i nic nie wybrał!
Humorek ma sfajczony.
Ja tym bardziej. Mały nie chce pomocy, a ja nie wiem jak mu pomóc podjąć decyzję.
Dam mu czas, bo w końcu nikt nas nie goni. Chcę by sam dał sobie radę z wyborem - będzie pewniejszy swoich decyzji w przyszłości.

Zresztą możliwe, że kłopot z podejmowaniem decyzji ma po mnie ;)
Też mam listę pierdyliarda rzeczy które grupuję w różne kategorie ważności, a potem sama się w tym gubię i nic nie kupuję lub nie robię.
Tak bardzo boję się popełnić błąd, by potem nie żałować, że jednak tamto było lepsze lub to po prostu za drogie itp.

W końcu kto kombinuje o założeniu firmy przez 5 lat i na koniec robi to w najmniej odpowiednim momencie (ciąża), na dodatek w końcu zupełnie do tego nieprzygotowany?!
Mogę się tylko pocieszyć, że pewnie dojrzałam psychicznie do tego, a reszta się ułoży...
Stop! To nie jest dojrzałe podejście ;-)

Qurde! A ja się własnego syna czepiam?

poniedziałek, 7 marca 2011

zoo

3 dni biegania, a teraz leżymy i kwiczymy... hłe, hłe!

A po za tym : pieczątki ruszyły (upss, wcześniej zapomniałam o takim drobiazgu)
Wybieram operatora i taryfę i telefon... kurde, więcej ich matka nie miała?!
Wizytówki wstrzymane w ostatniej chwili... przecież nr telefonu warto by umieścić aktualny...
Jakieś pracowite to L4 mam!

Dla starszego dziedzica akwarium oglądaliśmy... Oczywiście moja "lepsza i ładniejsza" Połówka, hmm... 2/3 tak naprawdę :-P psioczy, że nie warto, że się nie opłaca (sic!) i lepiej kupić takie około 300 L wzwyż.

No cóż kochanie, chcesz? masz? kupuj! - Wiem że chcesz, ale nie masz... luźnych 3000.

Dlatego w najbliższym czasie (+/- 2 miesiące) nabędziemy takie trochę mniejsze circa 40-50 L i będą w nim pływały zwykłe, pospolite (ale wybrane przez dziecia) Gupiki i Neonki, a nie ekskluzywne Paletki...
Okrzyknięte przez dziedziców : naleśnikami !
Cóż, rechotałam dłuższą chwilę...
Wiem, bywam wredna...

Dziedzic młodszy oczywiście z miejsca, zakochał się w myszkach, namiętnie myląc je ze szczurkami lub królikami - ale co za różnica, ważne że małe i puchnaste.

Niestety, ja jako osoba głównie dbająca o porządek w domu, mam małe ale... Nie chcę mieć trocin po całym domu rozwleczonych! Prędzej na kota się zgodzę!