niedziela, 4 grudnia 2011

No jak rany oszaleję!!!

Ja chyba oszaleję!!
Był i znikł a teraz wziął i się pojawił! A ja już nowy założyłam u konkurencji...
I co teraz, dwa wozy ciągnąc mam?
Jak ja czasem nie dawałam rady jednego poletka oporządzić, to dwa zupełnym ugorem zostaną ;-)

http://latajacamysz.blox.pl/html

Przepisywać nie będę, kto ciekawy zerknie i tu, i tam!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Na tapecie pojawił się temat ferii.
Niestety, w tym roku są bardzo wcześnie (16.01-29.01) a co za tym idzie A. nie może wyjechać, bo urlop ma w marcu.
Pomysł, bym pojechała sama z trzodą upadł, zanim dobrze powstał.
A. nie puści mnie 400 km w trasę, w zimę, w góry ;-)
Trzeba znaleźć inny sposób. Chyba, że namówię babcię i pojedziemy pociągiem... Ciekawe czy się zgodzi? Zapytam ją jak wróci z wojaży.

Nie daję rady dalej pisać, mała szaleje na kolanach.

piątek, 18 listopada 2011

"Zatrzymajcie świat, ja chcę wysiąść..."

Rzeczywiście, ostatnio galop niesamowity.
Najstarszy ślubowanie ma za sobą, ale jeszcze nie uprałam obrusów... Na razie nikt ze szkoły mnie nie ściga ;P
Lista prezentów na "wigilie" klasowa gotowa, tylko kolędy sie nauczyć pozostało - gorzej, że to rodzice maja śpiewać!! Ale będzie wtopa hehe!

To już tydzień minął, od urodzin najwspanialszej siostry? Rany, ale ona stara ;-D Nie obrażaj się mała!! Plis!!
Byłam dziś z młodą i średnim na szczepieniu. Dzielne te moje smyki! A. wyszedł z kieszeniami pełnymi cukierków i obrazków do kolorowania :)
Ostatnio Z. przechodzi skok rozwojowy (chyba) jest: marudna, gorzej w nocy śpi. Ja dzięki temu też a potem chodzę jak śnięta ryba i do niczego nie mogę się zabrać.

Naszło mnie na zmianę koloru na głowie.
Dziś już stałam przed półką z farbami, ale zrejterowałam. Zmianę mam ochotę zrobić znaczną, z b. jasnego blond, na ciemny brąz.
Nie wiem! Może wybiorę zmywalna farbę? Tak myślę jeszcze o jakiejś, malinowej czerwieni...?
Kurde, jak nic odbija mi!

środa, 5 października 2011

W biegu.

Autko już pracuje spokojnie. To dobrze, bo do lekarza jadę ze średnim plus zakupy i w "darmowej szkole" ciągle trzeba płacić... Mamy też kolejną zbiórkę i kolejne zakupy klasowe (Qrde, nie miałam co robić tylko zgłaszać się na ochotnika ;)

Może dziwne (bo nie lubię niespodzianek), ale cieszę się że (niezapowiedzianie) teściowa przyjechała w ostatnią niedzielę. Po za poprasowanymi koszulami męża, to spokojnie mogę Zetkę zostawić w domu i nie ciągać jej po przychodniach i supermarketach!
Przypomniałam sobie, że muszę dzieciaki zapisać na kontrolną wizytę u okulisty i dentysty (przy okazji sama się załapię;) Warto by i dorosłych zapędzić na diagnostykę - szkoda że o takich sprawach przypominamy sobie dopiero, jak kogoś boli lub coś samo wyłazi w rodzinie lub u znajomych królika.
Mamy już paszport Zetki, jeszcze trzeba tylko odebrać dla chłopaków i możemy wyjeżdżać! :-)

piątek, 23 września 2011

stare/nowe...

Nowy rok szkolny, nowe obowiązki :)
Jestem w trójce klasowej w I klasie i jako wspomagająca w 0. Będzie na pewno ciekawie, ale i trudniej niż w przedszkolu ;-P
Do tego "Biała Strzała" mi zastrajkowała! Mam nadzieję, że się szybko dogadamy i tanio mi ta ugoda wyjdzie.

środa, 14 września 2011

Siedzę sobie i myślę... No dobra, dość już tych chichotów! ;-P

Siedzę sobie i myślę... No dobra, dość już tych chichotów! ;-P

Co się dzieje:
Biurokracja to jedno,
Małe i większe dylematy rodzinno-społeczne (uff, ale poważnie brzmi) to drugie, Katarek x 2 po trzecie,
I gdy coś mi się jeszcze przypomni to po czwarte,

Rozwinięcie:
Pojechaliśmy załatwiać paszporty dla dzieciaków. Zetka zameldowana w city, więc tam i urząd ... Okazało się, że w akcie urodzenia małej, urzędnik zrobił błąd w imieniu tatusia (literówka). Dlatego pani z paszportowego nie jest pewna, czy ten pan to na pewno on czy nie on. Potrzebny pełen wypis aktu urodzenia, niestety dziś nie damy rady tego załatwić. Zamiast w 2 tygodnie dostaniemy go za trzy ale na paszporty chłopaków w innym mieście czekamy i tak miesiąc więc jest czas...

Dylematy wychodzą mi już bokiem, więc udam że ich nie ma i żyjemy dalej.

Średni, ukochany syn, przytargał ze szkoły jakieś świństwo, a po wczorajszym rajdzie urzędowo fotograficznym i mała zaczęła furkotać. Czekamy na ciąg dalszy.

Przezwyciężyłam wrodzone lenistwo i dzieciaki są zapisane na plastykę. Hurra!
I jeszcze od soboty będą mieć dodatkowe zajęcia z Ukraińskiego i religii. Ale tego to już tatuś będzie pilnował.

Zetka ma już cztery miesiące i rwie się do wstawania (siadania), naprawdę czasem trudno ją utrzymać. Z rozszerzaniem diety poczekam do 5/6 miesiąca. Widać, że dobrzej jej na tym, co ma ode mnie :)

środa, 7 września 2011

skrót

Na szybko z ostatniej chwili, z ostatniego meila :
Zośka leży na podłodze na macie, bo jej matka kretynka dyplomowana (tak, to o mnie!) źle założyła gondolę na wózek i jest nie używalny...
Nie pytaj, co mnie podkusiło by zakładać ją odwrotnie! ;)

Kot buszuje w torbie po zakupach... coś wywąchał i chyba tam zamieszka =D

Dzieciaki buszują w swoim pokoju, mam nadzieję że będzie nadawał się do zamieszkania. Za 2 minuty powinny jeść kolację, (nie gotowa bo piszę) a za godzinę i 17 minut spać... Marzenie ściętej głowy!

Zetka jutro ma szczepienie, chłopaki o 16 basen, And w delegacji, biurko ma być w piątek, drewno zwalone na pół podwórka...
U antka w "0" jest 27 osób... |Podobno mają rozdzielić na dwie, zobaczymy!

No dobra jak coś mi się przypomni to znowu porzucę obowiązki perfekcyjnej pani domu i do ciebie napiszę ;-D

piątek, 2 września 2011

Po ostatnich dniach, zamieszaniu (chrzciny, odwiedziny, dom pełen ludzi) z przyjemnością wspominam tamtą ciszę i spokój.
Chociaż dziś też nie jest głośno :) chłopaki pierwszy dzień w szkole, szczególnie dla młodszego to przeżycie - w końcu doczekał się zerówki.
A maleńka jak zawsze rozkoszna! Uśmiechnięta, spokojna i zadowolona z życia. Co więcej mi trzeba?
Z siostrą wreszcie mogłyśmy w spokoju trochę pogadać, obgadać, planować i marzyć :)

A ja znowu mam ochotę wyjechać!
Coś mnie nosi ostatnio! A może bym do szkoły wróciła? Nie wiem, muszę pomyśleć spokojnie, rozważyć czy podołam. To jedno, ale czy chcę zostawiać trzodę samą w domu? No dobra nie samą, a z tatą ;) ale najmłodsza... bez niej do tej pory się nie ruszam nigdzie i wcale mi to nie przeszkadza.

Zobaczymy!

czwartek, 1 września 2011

wtorek, 16 sierpnia 2011

Jakiś czas temu trochę się pogubiłam. Nie wiedziałam czego chcę, zadawałam sobie pytania o szczęście...
Czułam, że wyjazd przywróci mi odpowiednie spojrzenie na sprawy i tak się stało
Teraz znowu wszystko wróciło do normy!
Ja po prostu zapomniałam, że szczęście nie leży gdzieś przede mną, że nie muszę Go szukać. Ono jest we mnie! Otacza mnie i wystarczy je dostrzec docenić i nim się cieszyć, wtedy zostanie na dłużej. Nawet na zawsze :)

Teoretycznie problemy pozostały, ale czy one naprawdę są takie istotne jak wcześniej uważałam?
Nie! To ja dodawałam im ważności, przejmowałam się stresowałam. Teraz już tego nie robię.

Życie jest zbyt piękne by się przejmować drobiazgami. Jak mnie ktoś "denerwuje" swoim postępowaniem, to wystarczy się uśmiechnąć i życzyć mu wszystkiego najlepszego. Pomaga.







wtorek, 12 lipca 2011

Róże

Postanowienie! :-D

Ostatnio Ktoś ważny dla mnie, zwrócił mi uwagę na to, że moje notki brzmią depresyjnie... Hmm fakt! A dziwne jest to, że nie jestem marudą i raczej mam dobry humor, a często wręcz świetny.

Postaram się poprawić też dla samej siebie, bo jak tu zaglądam i odświeżam sobie pamięć to doła łapię!
I zacznę zdjęcia wrzucać, one czasem wystarczą za 1000 słów...

sobota, 2 lipca 2011

Rozmyślania

Co to jest szczęście? Kiedy ja jestem szczęśliwa?
Czasem mam wrażenie, że nie jest to moje miejsce i pomyliłam drogi w życiu. Gdzieś źle skręciłam i to wszystko przez pomyłkę.
Z nie dowierzaniem patrzę na dzieciaki, oglądam dom, okolicę, sprawdzam plan dnia jak by nie dotyczył mnie. Z M. nie mogę się w takich chwilach dogadać jakbyśmy w innych językach rozmawiali i do tego byli sobie zupełnie obcy.
A za chwile, po kilku dniach, nie potrafię wyobrazić sobie, innej siebie i innego życia.
Dzieciaki tańczą, kot się myje, mała śpi, z M. razem pracujemy domowo/ogrodowo i wszystko ma swój sens i swoje miejsce. I tylko pojawia się lęk, że to się skończy czy nie za dużo tego dobrego na raz? Czym ja sobie zasłużyłam na to wszystko? W zasadzie nikomu mojego życia w obecnym wyglądzie nie zawdzięczam, sama sobie jestem kowalem losu. I wobec tego chyba dobre decyzje podejmowałam, mam świadomość że mogło być gorzej, ale czy nadal będzie podobnie?
Kiedy znów nie będę wiedziała "co ja tu robię"? Czy czeka mnie jakieś inne życie, dlaczego co jakiś czas wdziera mi się w umysł myśl, że to nie na zawsze?

niedziela, 12 czerwca 2011

Mała metamorfoza

Ochota na zmiany mnie naszła, a skoro do fryzjera mi nie po drodze, to tu się po wyżywam.

Po za tym ssak pracuje i wypełnia swoje obowiązki, a mnie udało się zrobić postrzyżyny forsycjom, bzu i jednemu migdałkowi, drugi czeka na lepszy moment. Dziś jeszcze spełniłam obywatelski obowiązek - spis powszechny zaliczyliśmy z rodzinką!
I tak życie nudno i spokojnie toczy się dalej.

czwartek, 9 czerwca 2011

Plan na wakacje.: popracujemy trochę :)

Dobry artykuł.
Zabawki jak podręczniki. Zabierając się z plaży, nie pakuj zabawek dziecka. Poproś, by samo odszukało wiaderka i łopatki. Dzięki temu nauczy się odpowiedzialności za swoje rzeczy.

Lodziarz jak nauczycielka. Gdy będziecie mijać lodziarnię i dziecko zawoła „tato kup mi”, daj mu pieniądze i poproś „podejdź do pana i kup sam”. Jeśli będzie się wstydziło, trudno, lodów nie ma.

Bajki jak lekcje. Spróbujmy w wakacje zmniejszyć dziecku dawki komputera i telewizji. Zamiast tego zacznijmy mu opowiadać bajki, historyjki, ciekawostki o zwierzętach, o tym, jak byliśmy mali, cokolwiek. Rozmawiajmy z nimi. Dzięki temu nauczymy je słuchać i odpowiadać na pytania.

Zamki z piasku - zadania. Czas rozwijać wytrwałość.
Dziecko zaczęło budować zamek z piasku - niech skończy, zanim pójdzie pluskać się w wodzie.
Zamek się rozsypał - niech zacznie jeszcze raz, może drugi będzie ładniejszy. Wyrobisz w nim zdolność mobilizacji do doprowadzania przedsięwzięć do końca.

Łopatka - podnoszenie ręki. Gdy inne dziecko zabrało łopatkę i był płacz, tata szedł i prosił o zwrot. W te wakacje powiedzcie dzieciom, by to one szły odbierać swoje łopatki.


Takie proste! Ale zobaczymy czy nam się uda?

wtorek, 7 czerwca 2011

Już to dziś pisałam, ale się powtórzę

Nawet nie wiem jak i kiedy zleciały te tygodnie od porodu. Ostatnio dni zlewają mi się w jedno i z trudem zauważam, że jest już inna data!

Niestety ma to chyba, same złe strony.
Po pierwsze, nie wiem jak i kiedy córa mi tak urosła! Niektóre bodziaki już robią się za małe.
Po drugie, zapominam odpisać na maile i co poniektórzy czują się olani (sorry siostra! Ja naprawdę nie chciałam!!)
Po trzecie, zapomniałam, że pewna Bardzo Ważna Instytucja mnie wezwała do siebie na dywanik! Przypomniałam sobie 2 dni po wyznaczonym terminie i to pewna, że on jest przede mną! :-0

Cholera, muszę wziąść córę, niech tłumaczy matkę z "Odpieluszkowego Zapalenia Mózgu" ;-P

czwartek, 2 czerwca 2011

Dzień świstaka

Ostatnio czuję się jak główny bohater tego filmu. Co dzień to samo: Daj jeść! Zimno mi! Mam pełno! Znowu chcę jeść! A gdzie schowałaś mi, mojego smoka?! Ja chcę kupę, ale nie mogę!! Ooo, już mogę! Mam pełno!!! I Ja chcę jeść!!!

Rutyna pomaga mi odpocząć, ale i męczy.
Paradoks?

Ale tak ogólnie to jest fajnie.
Małż pomaga, zajmuje się chłopakami (nawet zdarza się, że nie muszę wstawać rano) odbiera z placówek oświatowych. Nie czepia się, że chałupa nie ogarnięta od wyjazdu teściowej... jeszcze trochę i sam może zacznie sprzątać? ;-P

Mała jest rozkoszna, robi słodkie minki, ma duże granatowe oczy, czarne długie włosy. Zakochana jestem w niej bez pamięci. Chłopaki zresztą też, sami z siebie przychodzą by ją zabawić, pogłaskać, lubią pomagać przy niej.
Dogadałyśmy się całkiem szybko, ale nadal się siebie uczymy. Trochę zrobiłam jej sajgon, w ostatni weekend - starszy miał przedstawienie, a średni urodziny gościowe. Mała jeździła z nami cały dzień, ale potem musiała odreagować. Nie chciała się odkleić przez 2 godziny, potem cały czas na rękach, a w nocy pobudki. Po trzech dniach już jest spokojna.
Zapominam łatwo, że to tylko noworodek i ma mniejszą wytrzymałość niż starszaki.
Uczymy się siebie nawzajem.

poniedziałek, 16 maja 2011

nie daję rady pisać

na razie ledwo sie ruszam, wszystko zajmuje mi 3 razy tyle czasu co zwykle. I paradoksalnie nie zajmuje mnie tak Mała, ani opieka nad nią. Przeciwnie, poza zmianą pieluchy na stojąco (to męczy!) odpoczywam dzięki niej. Niestety, ciecie daje sie we znaki, plus stres, zmęczenie i burza hormonalna = mieszanka wybuchowa.
Teoretycznie łatwiej mi teraz, bo wiem już jak to działa, ale nie umniejsza to faktu, że gdy w jednej chwili ze szczęśliwej osoby zamieniam się w dolinę łez, szlag mnie trafia, bo jestem tak ubezwłasnowolniona przez jakieś hormony i ból.
Za chwilę ciało odmawia posłuszeństwa powodowane tą samą mieszanką, może tylko w innych proporcjach.

A mała w tym czasie spokojnie spi... Ja też powinnam. dobranoc.

sobota, 14 maja 2011

Udało się!!



Zosia jest już z nami:) Wymiary ma rewelacyjne 3190 g/52 cm

środa, 11 maja 2011

Jutro wielki dzień...

Planowo jutro, 12 Maja, pojadę na 8 rano do szpitala, a parę godzin później mam mieć moje maleństwo w ramionach.
Zdenerwowanie zaczyna się budzić. Czuję się jak przed maturą ;-)
Dziś zrobiliśmy ostatnie zakupy, po południu przyjechali rodzice i usiedliśmy przy ciastkach, koniaku (ja tylko kibicowałam), około 8 jeszcze mała sesja zdjęciowa z brzuszkiem. Dzieciaki położyłam spać, nakazałam by były grzeczne i słuchały się babci :)
Muszę iść spać, chociaż nie wiem czy zasnę.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Aktualnie...



Na kolanach nowy 'nabytek', a raczej podrzutek ;) - Miziasty rudzielec.

środa, 30 marca 2011

Lekcja przetrwania...

Porządny opieprz naprawdę pomaga! Ale, jako urodzona optymistka, zastanawiam się, na jak długo...?
Od początku.
Ostatnio kiepsko się czuję, szybko się męczę (to pikuś) ale i miewam silne skurcze, szczególnie po jakiejś aktywności fizycznej i nie mówię tu o jeździe rowerowej 10 km, czy biegach przełajowych, ale o zwykłym pojechaniu do sklepu, zabraniu przychówku z placówek oświatowych, wstąpienie do lekarza itp.
Nakazane zresztą mam oszczędzać się, dużo leżeć, nic nie dźwigać i ogólnie jak tylko poczuje zmęczenie to do łóżka i nie wstawać do oporu. Trudno to wykonać mając 2 zuchów w domu, jednak dzieciaki są super!
Pomagają i nawet lubią jak leżę, bo czytamy lub bawimy się lego i nie bardzo mam dokąd uciec ;)
Oczywiście coś za coś. Sprzątam po łebkach i dbam tylko o to, by był jakiś czysty widelec i para majtek na zmianę - reszta niech się buja.

Początkowo wyszłam z założenia, że przecież nie jestem samotną matką. Mam męża i mogę oczekiwać, że będzie współpracował ze mną w domu, gdy ja nie wyrabiam na zakrętach.
Okazało się, że nawet jeżeli on się z tym zgadza to wybiórczo... Tzn w sobotę odkurzyć i umyć podłogi to i owszem, ale jak kuchnia we wtorek zasyfiona (od niedzieli, kiedy ją wysprzątałam, tylko się zbierało) to palcem nie ruszył. Oczekiwał, chociaż ja wieczorem padłam (dosłownie) i miałam silne skurcze przez całe popołudnie i wieczór, to jak lepiej się poczuję to sama się tym zajmę plus jeszcze paroma sprawami ...
Oczywiście rano musiałam wstać, by dzieciaki wyszykować do szkoły (śniadanie przyszykowałam wieczorem), bo przecież on sam nie da rady (dziwne, jak sama woziłam, to dawałam sobie radę)
Szlag mnie trafił. Stwierdziłam, że nie wiem dlaczego musiałam wstać, chociaż dziś nigdzie nie jadę. I dlaczego on oczekuje, że ja mu mam pomagać, a sam ma w głębokim poważaniu, że ja potrzebuję pomocy.
Od słowa do słowa...

Wieczorem przyjechaliśmy razem. Ja zajęłam się dzieciakami, a on... posprzątał kuchnię! Umiał. Przeżył. Chociaż chyba trochę obrażony jest ale takie babskie zagrania, na mnie nie działają :-D
Jutro ma delegacje na 3 dni, ciekawe czy po powrocie będzie coś pamiętać z dzisiejszej lekcji.

niedziela, 20 marca 2011

Trudna sztuka wyborów

Dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Ostatnio przekonałam się o tym, a wręcz przetestowałam, na własnym synu.
Zaproponowałam dziedzicom zakup klocków poprzez znany serwis aukcyjny. Straszy nie miał większych problemów, szybko ogarnął sytuację wybrał zestawik, zapłacone i czekamy na przesyłkę.
Młodszy natomiast... Wybierał, przebierał, psioczył, kwękał: "to niee, takie nie lubię, tego nie chcee..." - i nic nie wybrał!
Humorek ma sfajczony.
Ja tym bardziej. Mały nie chce pomocy, a ja nie wiem jak mu pomóc podjąć decyzję.
Dam mu czas, bo w końcu nikt nas nie goni. Chcę by sam dał sobie radę z wyborem - będzie pewniejszy swoich decyzji w przyszłości.

Zresztą możliwe, że kłopot z podejmowaniem decyzji ma po mnie ;)
Też mam listę pierdyliarda rzeczy które grupuję w różne kategorie ważności, a potem sama się w tym gubię i nic nie kupuję lub nie robię.
Tak bardzo boję się popełnić błąd, by potem nie żałować, że jednak tamto było lepsze lub to po prostu za drogie itp.

W końcu kto kombinuje o założeniu firmy przez 5 lat i na koniec robi to w najmniej odpowiednim momencie (ciąża), na dodatek w końcu zupełnie do tego nieprzygotowany?!
Mogę się tylko pocieszyć, że pewnie dojrzałam psychicznie do tego, a reszta się ułoży...
Stop! To nie jest dojrzałe podejście ;-)

Qurde! A ja się własnego syna czepiam?

poniedziałek, 7 marca 2011

zoo

3 dni biegania, a teraz leżymy i kwiczymy... hłe, hłe!

A po za tym : pieczątki ruszyły (upss, wcześniej zapomniałam o takim drobiazgu)
Wybieram operatora i taryfę i telefon... kurde, więcej ich matka nie miała?!
Wizytówki wstrzymane w ostatniej chwili... przecież nr telefonu warto by umieścić aktualny...
Jakieś pracowite to L4 mam!

Dla starszego dziedzica akwarium oglądaliśmy... Oczywiście moja "lepsza i ładniejsza" Połówka, hmm... 2/3 tak naprawdę :-P psioczy, że nie warto, że się nie opłaca (sic!) i lepiej kupić takie około 300 L wzwyż.

No cóż kochanie, chcesz? masz? kupuj! - Wiem że chcesz, ale nie masz... luźnych 3000.

Dlatego w najbliższym czasie (+/- 2 miesiące) nabędziemy takie trochę mniejsze circa 40-50 L i będą w nim pływały zwykłe, pospolite (ale wybrane przez dziecia) Gupiki i Neonki, a nie ekskluzywne Paletki...
Okrzyknięte przez dziedziców : naleśnikami !
Cóż, rechotałam dłuższą chwilę...
Wiem, bywam wredna...

Dziedzic młodszy oczywiście z miejsca, zakochał się w myszkach, namiętnie myląc je ze szczurkami lub królikami - ale co za różnica, ważne że małe i puchnaste.

Niestety, ja jako osoba głównie dbająca o porządek w domu, mam małe ale... Nie chcę mieć trocin po całym domu rozwleczonych! Prędzej na kota się zgodzę!

sobota, 26 lutego 2011

zakupy



Właśnie taki wózeczek sobie wymarzyłam tylko kolor szaro-różowy. I tak naprawdę tylko gondolę ze stelażem chcę, bo spacerówka już jest inna na oku, a fotelik mamy ;)
Poczekam jeszcze trochę na niego... i pewnie dopiero zasiłek macierzyński wykorzystam.

piątek, 25 lutego 2011

I pierwsze koty za płoty

Chyba się wywczasuję na tym oddziale. Zalożenie krążka /kurde jak hokejowy tylko z dziurką! Taki wielki!/ trwało 3 minuty.
Mam leżeć, odpoczywać, badać cukier i w zadek brać zastrzyki przez dwa dni.
I tyle!
Więcej stresu było z czekaniem, co i jak. Teraz luzik.
Zaraz wracam do książki.

Wyslę małża po papierki do urzędu, dodam nazwę skróconą jednak - taniej wizytówki i pieczątki wyjdą ;)
Cos zaczyna ruszać, co prawda projektu nikt na razie nie chce /pewnie za malo asertywna jestem/ ale handelek się rozwija!

Siostra, jak czytasz to podeslij mi maila bo na innym kompku siedzę i nie mam swojej poczty...

:-*

poniedziałek, 21 lutego 2011

Muffiny ciąg dalszy...

Wzięło mnie na serio! W sobotę piekłam Cytrynowe z makiem, a dziś zmodyfikowany na własne potrzeby przepis na Migdałowe z figami - bez fig i migdałów, za to z 3 rodzajami czekolady ;-D

Z innej parafii: to czuję się dobrze pod warunkiem, że nie muszę Burka pacyfikować. Niestety wtedy znowu mam skurcze. W Piątek jestem zapisana na pessar, może wreszcie uda się go założyć! Mam już dość czekania, na szczęście sytuacja jest o tyle lepsza niż początkowo, sądziliśmy że szyjka nie skraca się szybko.
Reszta później bo ogródek czeka ;)

piątek, 11 lutego 2011

Czekolada i wiśnie...? Mniam!


Kiedyś, jeszcze całkiem niedawno zresztą, uwielbiałam piec różne słodkości. Nawet miałam pomysł na firmę z tym związaną.
Jednak jak to bywa, nie wyszło ale pieczenie mi się nie znudziło...
Zawsze mam w zakładkach strony do pewnych "pysznych miejsc" w necie i właśnie naszło mnie znowu!
Zapomniałam już jaka to frajda, w niecałą godzinę, wyczarować coś tak... mm mm!
Przepraszam za kiepskie zdjęcie, lepszej jakości foto i przepis macie tutaj, na stronie MOJE WYPIEKI, które niestety nie są moje ;) ale dziękuję za inspirację!
Do tego szklanka mleka i już jestem w niebie! :-D
Smacznego!

niedziela, 6 lutego 2011

Powtórka z rozrywki

Znowu coś nie tak w badaniach, więc z zabiegu nici. W poniedziałek kolejna wizyta, kolejna recepta i próbujemy w następny piątek.
Mam już dość tego czekania. Lepiej było by mieć to za sobą, a tak to ciągnie się jak cholerna guma w majtkach!

Jutro jeszcze czeka mnie na pewno przemiła wizyta w ZUS-ie! Wrr!

Dobra jestem ZEN... Dzieciaki spać!
Cisza, spokój... Cholera, skurcz!

Odpuszczę sobie ten rozdział i zabieram się za opinię, którą mam do napisania na jutro i segregacja zdjęć czeka...

czwartek, 3 lutego 2011

I mam dwa rozmiary w górę!

Dodatkowy aspekt ciąży? Zmienić rozmiar stanika z 70C do 75E...
Szkoda, że to tylko czasowe, ale jak dobrze pójdzie to jeden sezon letni zaliczę, a może na drugi się załapię?! :-D
Ma to też swój minus - trzeba zrobić zakupy ubraniowe! A ja, możecie nie wierzyć, nie lubię zakupów! Brr!

Dziś po dentyście...(bez komentarza) udałam się na rekonesans i nawet zwycięsko mam dwa trofea! Trzeba jeszcze zapolować na spodnie i bluzki, ale z tym, to do SH się udam. Dawno tam nie byłam...

A rano przekonam się czy na Karowej zostaję na dwa dni, żeby mnie uraczyli pessarem, czy znowu nic z tego.
Kurde, wóz albo przewóz. 3 tydzień mija i niby trzeba, ale jak nie mam to wszystko w porządku. Pogadam z Ginką byśmy dały sobie spokój, a ja obiecam więcej leżeć - jak mi da na piśmie info dla instancji wyższej /potocznie zwanej mężem/ o wskazaniach do nieruszania dupy z kanapy, to może przejdzie.

Oby do wiosny!

wtorek, 25 stycznia 2011

Ściągam...

Pozwoliłam sobie ściągnąć z bloga Mamrotki podobny do jej, babyticker :-D

Dziękuję!

Czekamy ....

... na 99% - Obcy 3 to...
Kobieta!

Heh! Już się rozglądam za różowym wózkiem! :-D

Jest też mała, mniej miła wiadomość, skraca mi się szyjka i muszę mieć pessar założony. Pierwsze podejście już było, ale coś tam wyhodowali u mnie i najpierw to podleczę, a potem na oddział na 2 dni...
Na początku nie byłam zachwycona tą perspektywą, ale po pewnym zajebistym (w negatywnym sensie) dniu stwierdziłam : Ja chcę stąd uciec, choćby i na Karową!

środa, 12 stycznia 2011

Kręcimy się

Samochód odebrany z warsztatu - 5 godzin zamienić w 3 dni, ot sztuka! Jak ktoś nie umie, a potrzebuje, to wskażę miejsce gdzie bez problemu to zrobią ;)

Kolejna owocowa faza mnie naszła, wpierniczam pomarańcze że skórki latają. Puszka mieszanki owocowej dnem świeci, banany zaraz będą uciekać na mój widok... O jabłka zostały!
I Delicje, koniecznie z bitą śmietaną... Kurde chyba w ciąży jestem! Dziwi mnie to wszystko, bo w pierwszej raptem 2-3 razy miałam zachcianki na Mc'Donalda, w drugiej to samo. Teraz odrzuca mnie na sama myśl o tym przybytku - zresztą tak jest też normalnie. Natomiast teraz tylko owoce na zmianę z mlecznymi produktami, bym wcinała.

USG mam w poniedziałek. I cholera jak bym nie chciała, to nastawiam się na poznanie płci... Wiem, małostkowe.
A w cholerę, mam to gdzieś! Chcę wiedzieć i już, a po cichu myślę, że może będzie dziewucha. Chociaż Bąbel rodzaju męskiego będzie super! W końcu z facetami zawsze lepiej się dogadywałam!

"Wyprawka" się kompletuje, dywagacje wózkowe zawieszone. W rozpędzie o mało własnych 4-kółek nie wymieniłam na nowszy model ;-D
Ale M. miał minę jak mu powiedziałam, że już jeden oglądałam, a mój model to chodzi za takie i takie sumy!
Bezcenne!

Poczekamy, zobaczymy!
Na razie firmę zakładam! A co! Niech mi wreszcie trochę do emerytury leci ;) Tia, jasne...
Ale myślałam o tym od 2 lat, planowałam, poszłam na kurs, miałam iść na studia i przygotować się... Ale nie ze mną te numery! Jestem zbyt niekonsekwentna.
W końcu stwierdziłam, jak nie teraz to wcale i ruszam!

piątek, 7 stycznia 2011

Opóźnienie

Ale zaniedbałam się! Głównie pod względem blogowym, ale to przekłada się też na inne sfery.
Nie mam czasu sprecyzować myśli, uczuć. A jak czas znajdę tą cholerną chwilę (minutę, godzinę, dobę) to brakuje mi słów, określeń... Nigdy nie szło mi to rewelacyjnie, ale ostatnio to w ogóle kiepsko mi idzie.
Powinnam kupić sobie słownik synonimów ;)

Mieliśmy jechać do teściowej na święta, ale nie dałam rady. Im więcej o tym myślałam tym bardziej wiedziałam, że nie dam rady. Oczywiście gdybym się zmusiła, przeżyła bym ale...
Ale czy o to chodzi, w spędzaniu świąt razem, by się zmuszać i jakoś przeżyć?!

Teściowa była zresztą u nas w trakcie "naszych" świąt. Co prawda dla mnie nie mają one znaczenia religijnego/jak przystało na niewierzącą/ a jest to tradycja rodzinna. Ale ten, mimo wszystko, ważny czas spędziliśmy razem.

M. miał opory by przyjąć do wiadomości, że mogę mieć kłopoty z podróżą w 5 miesiącu ciąży - 10 godz samochodem w 1 stronę, ciasne mieszkanko na 4 dorosłe osoby i 2 żywiołowych dzieci.
Dziwne, jak usłyszał od mojego ojca (nie miałam z tym nic wspólnego) że to nie jest dobry pomysł, to zmienił nastawienie.

Wcześniej, jak przedstawiłam mu taką samą opinię lekarza o podróży to nie widział powodu by się przejąć... Taa, teściowa wręcz stwierdziła, że nie rozumie dlaczego lekarka zaleca mi leżenie i dużo odpoczynku.
Nie uznałam za stosowne tłumaczyć się jej.

Ja naprawdę nie przepadam za ludźmi. Ale nie wszystkimi i na szczęście nie zawsze.