Siedzę sobie i myślę... No dobra, dość już tych chichotów! ;-P
Co się dzieje:
Biurokracja to jedno,
Małe i większe dylematy rodzinno-społeczne (uff, ale poważnie brzmi) to drugie, Katarek x 2 po trzecie,
I gdy coś mi się jeszcze przypomni to po czwarte,
Rozwinięcie:
Pojechaliśmy załatwiać paszporty dla dzieciaków. Zetka zameldowana w city, więc tam i urząd ... Okazało się, że w akcie urodzenia małej, urzędnik zrobił błąd w imieniu tatusia (literówka). Dlatego pani z paszportowego nie jest pewna, czy ten pan to na pewno on czy nie on. Potrzebny pełen wypis aktu urodzenia, niestety dziś nie damy rady tego załatwić. Zamiast w 2 tygodnie dostaniemy go za trzy ale na paszporty chłopaków w innym mieście czekamy i tak miesiąc więc jest czas...
Dylematy wychodzą mi już bokiem, więc udam że ich nie ma i żyjemy dalej.
Średni, ukochany syn, przytargał ze szkoły jakieś świństwo, a po wczorajszym rajdzie urzędowo fotograficznym i mała zaczęła furkotać. Czekamy na ciąg dalszy.
Przezwyciężyłam wrodzone lenistwo i dzieciaki są zapisane na plastykę. Hurra!
I jeszcze od soboty będą mieć dodatkowe zajęcia z Ukraińskiego i religii. Ale tego to już tatuś będzie pilnował.
Zetka ma już cztery miesiące i rwie się do wstawania (siadania), naprawdę czasem trudno ją utrzymać. Z rozszerzaniem diety poczekam do 5/6 miesiąca. Widać, że dobrzej jej na tym, co ma ode mnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz