czwartek, 3 stycznia 2013

Wypadek, którego nie było.

Ciemno. Wąska droga, teren zabudowany.
Zawsze, no bardzo często jeżdżę zbyt szybko. Tym razem było inaczej.
Z naprzeciwka autobus zatrzymuje się na przystanku, zwalniam jeszcze bardziej, bo ludzie mogą się kręcić... zrównuję się z autobusem, a z za niego wyjeżdża osobówka wprost na mnie!
Ja na prawo, po hamulcach, klakson! W ostatniej sekundzie zobaczyłam, że tamten mocno odbija w lewo i wpada na pobocze z mojej prawej (Szczęście, że tam nikogo nie było!)
Udało mi się zatrzymać, prawie dęba stanęłam. 
Byliśmy od siebie o centymetry, tylko mignęła mi twarz pasażera przed maską. On otarł się o ogrodzenie i dalej przed siebie! Odjechał.
Na tylnym siedzeniu moja trójka: chłopaki w krzyk, mała jeszcze nie skumała o co chodzi.
Odetchnęłam, rozejrzałam się, powiedziałam : "Spoko, wszystko pod kontrolą. Jedziemy dalej. Trzeba mleko kupić, dobra chłopaki?" Byli ok , pojechaliśmy.
Dopiero w domu wieczorem, jak spali, poryczałam się...

Mam w życiu szczęście. Cholernie dużo tego szczęścia!
Tym razem był też spokój i umiejętności. Muszę wiedzieć, ufać sobie, że nie tylko szczęście nas tam uratowało. Bo ile można na nim polegać?
Wcale, pomimo tego że jeszcze jest.

Ten rok jest DOBRY. Już to wiem, bo jasno widziałam inną równoległą rzeczywistość - bardzo złą.

Mała teraz spokojnie posapuje przez sen, obok mnie. Chłopcy w szkole. Deszcz cichutko stuka o szyby. Idę spełniać noworoczne postanowienia (pierwsze w życiu) o tym by ten rok był jeszcze lepszy, a ja żebym nie była zależna od łutu szczęścia.





2 komentarze:

marga pisze...

nosz...!

intuicja za kierownica, to prawdziwy dar... najlepszego w nowym dobrym roku :***

Latajacamysz pisze...

Wzajemnie :)