czwartek, 14 marca 2013

dupa

Wyjechalim w gory, ja na deske ale ... dupa blada! Trafilam na jakiegos pacana co to nic nie rozumie w zadnym normalnym jezyku, po angielsku jeszcze troche rozumiał, ale pozno na niego przeszlismy. Mowilam od początku, ze do tej pory bylam na desce przez 2 godziny i nic po za tym, a ten palant dawaj na sam szczyt ze mna i zdziwiony ze ja sie boje... Ze ja przeciez nic nie umiem i co ja tu robie? Powiedzialam ze tez nie wiem, bo sam mnie tam zaciagnał, a ja jak baran poszlam, bo zaufalam panu instruktorowi

 Na dol dotarlam cala, ale wkurwiona maksymalnie. Oj miał szczęście, że nie oberwał deską w łeb! Ale nie chciało mi się jej odpinać... Stracilam przez to jeden dzien, (bo na następny dzień zostałam w hotelu) ale opracowalam slajdy z geometri i gleboznawstwa (co mi dobrze zrobilo) Teraz zbieram sie by pojsc na inny stok moze sama sprobuje, bo to co mi ten @#$!<& pokazywal i tlumaczył jest o kant dupy potluc (doslownie, ała!)
A tak w ogole to moze lepiej wiadro prozacu i nie budzcie mnie do wiosny!?



Brak komentarzy: